Uwaga!

01 kwietnia, 2015

1. Ja go już widziała? - czyli pierwszy rozdział "Jestem z nieba mój drogi"

Nadal kontynuujemy podróż wśród staroci. 
***
Ok. Nie poszłam do kuchni tylko do łazienki. Podobno jestem szybka załatwianiu spraw związanych z tym pomieszczeniem. Przyznaje nie lubię zbytnio przyglądać się w lustrzę i robić make-up. Ograniczam się do wszelkiego minimum. Prysznic pięciosekundowy, tylko to suszenie włosów. Wrr... Nie znoszę myć tych kłaków rano. No trudno. Wzięłam do ręki suszarkę i poczęłam suszyć moją szanowną łepetynkę. Mimo dość długich włosów, bo do dziesięć centymetrów za ramiona, to po dwunastu minutach były suche, albo lekko wilgotne. Zabrałam się za szukanie ubrań. Krówka jak zwykle mnie zaskoczyła, bo gdy ujrzałam akurat wtedy, gdy rzuciły mi się w oczy idealnie wystające ciuchy z jakiegoś kartonu. Ta zaś wyskoczyła jak rakieta przed moim nosem i zwiała, by przebywać w innych dziwnych miejscach. Ubrałam szarawą koszulkę, jeansowe rurki i niebieską bluzę z kapturem. Jeszcze tylko tusz i gotowe. Jak zwykle upaćkałam swoją powiekę i musiałam poprawiać. Jak mnie czasem denerwuje to, że jestem dziewczyną.
Po skończonej porannej utarczce z życiem, wybiegłam na schody, a potem dziko z nich zeskakiwać, aby się znaleźć w ukochanym miejscu, czyli tam gdzie jest lodówka.
Tata nadal pracował nad ubiorem tylko tym razem przeglądał kombinezon. Za czasów I i II wojny światowej, szczególnie tej II, ktoś kto był jakoś powiązany z wojskiem zasługiwał na piękne oczęta pań i na ich względy. Mówiąc szczerze nie dziwie się. Tata jak tata, ale wygląd to on miał. Brunet mający sto osiemdziesiąt pięć centymetrów - jak on się mieści w tym ciasnym kokpicie – kolor skóry lekko brązowy, umięśniony i w ogóle cacy stuk stuk. Wiedziałam, że nie mam co się wstydzić mojego rodzica. Jednak ogólny wygląd podobno przyćmiewał, bo według słów jednej kobiety kontrolującej ich loty, oczy. Były najwspanialsze. Piwne, trochę przypominające piwo "Tatra", ale jednak zielone błyski wprowadzały aurę tajemniczości. Pod tym względem byłam idealnie skopiowanym DNA mojego opiekuna. Kolega taty - Jacek, dla mnie i tak wujek, twierdzi, że raczej mam raczej bursztynowe i więcej zielonych błysków.
Mniejsza. Spojrzałam na niego i spytałam po raz setny od jakiegoś czasu:

-Tato, nadal jesteś w 100% pewien, że wszyściutkie papiery są dostarczone i aktualne?
-Tak jestem. Ile razy mam cie upewniać? Ah. Przecież dziś idziesz do nowego liceum to się dowiesz, że papierki są i za żadnymi latać nie będziesz.

Tata jak mówił nie odrywał wzroku od strojów.

- Co zechcesz zjeść?
- Hmm? A jak się prezentuje jedzenie w lodówce? - zapytałam z pełnym zainteresowaniem
- Marnie. - rzekł smutny tatuś.

Jedzenie. Uwielbiam, a tu pusta lodówka. Najprawdopodobniej znienawidzę przeprowadzki.
Mój opiekun intensywnie myślał co tu by upichcić a ja skupiłam się na tym co przygotowywał. Poprawiał z perfekcyjną dokładnością mundur. Sprawdzałam czy wszystkie odznaczenia są prosto ułożone. Sprawdzałam czy nie ma żadnych plam. Ok w porządku. Teraz kombinezon. Pomyśleć, że ma tyle lat ile tata jest pilotem myśliwców. Wyglądał jakby wyszedł niedawno od krawca. Brak żadnych uszkodzeń, kolor intensywny jak na beż. I jeszcze jaki zapach, jak ciuch, który dostarczyli do butiku i od razu wpadł w oko i został kupiony. Taa. Śliczny. Moje rozmyślania przerwało znalezisko taty, które według niego zwało się:

-Salami.
-Yeach. W końcu coś dla mnie. - uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Większość potraw mnie uszczęśliwiała. Jak już wspomniałam lub rzuciłam aluzją, to kocham jeść.
-Hmm. - tata jeszcze rozmyślał – To mało. Dziś odwiedzisz szkolny sklepik.
-Ah. Spoko – westchnęłam.

Nie chciałam szczerze mówiąc latać po szkole, aby poszukiwać jedzenia, ale co poradzę, 
że lodówka pusta. Przygryzłam wargi z irytacji.

- Tato kiedy wrócisz?- zapytałam się nieśmiało. Chciałam aby to było jak najprędzej.
- Pojutrze, późnym popołudniem lub wczesnym wieczorem, muszę się zaznajomić z papierkami. To potrwa, krótko. - odpowiedział spokojnym głosem.
 -To dobrze. - zabrałam 2 kanapki z salami i herbatę.

Była już w pół do siódmej. Zaraz przyjadą po tatę. Ja zjadłam już swój marny posiłek i tylko czekałam.
Mój rodzic oczekiwał na kolegów ze stoickim spokojem. Jak on tak potrafi? Nie wiem. Kiedyś zapytał. Usłyszałam dźwięk silnika jakiegoś minibusa. Oho, to do pracy tato. Podszedł do mnie pocałował w czoło i rzekł:

 - Trzymaj się. Będę pojutrze wieczorem.
 - Okej. -spojrzałam w górę.

I wyszedł. Jest dziesięć po siódmej. Do szkoły mam ponoć piętnaście minut, ale wyjdę wcześniej, bo nienawidzę się spóźniać. A na orientacji innych i Google Maps rzadko można polegać.
Wróciłam się do pokoju. Krówka znajdowała się na wysokiej półce, która była od razu za drzwiami. Czy ty kiedyś przestaniesz mnie zaskakiwać? Oczywiście, że nie. Hmm. Zastanowiłam się co miałam jeszcze zrobić. Rozejrzałam się po białym pokoju. Trzeba go przyozdobić, ale to nie teraz. No o czym mogłam zapomnieć? A no tak plecak. Tylko gdzie on jest. Najpierw na spokojnie przeszukiwałam różnorakie pudła, pudełka i pudełeczka, ale wcięło moją Pumę. No super. Dostane szału. Gdzie to jest?! Obracałam się w sposób chorobliwy po pomieszczeniu, ale plecaka jak nie było tak nie ma. Z rezygnacją spojrzałam na szczurzyce. Siedziała na jakimś szaro-czarnym materiale z napisem … Zaraz, zaraz. Jest. To było do przewidzenia, bo gdzie Krówka to i tam zaginione rzeczy. Moje poszukiwania trwały zbyt długo.
Za piętnaście ósma, o nie. Szybko dałam do wyspecjalizowanej miseczki jedzenie Krówce i wodę. Założyłam ulubione adidasy za kostkę. Wybiegłam z domu zamykając go oczywiście i biegłam jak szalona do tej szkoły.
Za dziesięć minut ósma. Ok. Jestem i się nie spóźniłam, mam nawet ciut czasu aby się porozglądać.
Uczniów było co niemiara. Widziałam całujące się pary, grupkę sportowców i wielu innych. Nie zafascynowali mnie za specjalnie. Usiadłam gdzieś na jakimś murku. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam ekipę chłopców, którzy za pewnie męczyli słabych. Nie wiem z jakiej przyczyny przyjrzałam się im dokładnie, a w sumie zastanowił mnie pewien blondyn, który siedział na oparciu ławki wpatrując się z dziwnym wzrokiem w bruneta siedzącego normalnie. Nagle zmienił ustawienie głowy i zauważył mnie. Wtedy ujrzałam piękne zielone oczy, które mi mówiły, że ja go kiedyś gdzieś spotkałam, ale nie pamiętam gdzie. Muszę koniecznie sobie przypomnieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz