Ostatni raz spotykamy się z bohaterami z "Dwie szkoły".
***
Było parę minut po piętnastej. W swoim pokoju, Kastiel leżał na sporym łóżku. Pomieszczenie było, co zaskakujące dla jego znajomych, w neutralnym kolorze. Sufit i ściany
w jednolitej nieskalanej niczym bieli. Panele z drewna orzechowego, przyjemne dla oka. W tym pomieszczeniu oprócz plakatów na ciemnobrązowych drzwiach, nie było niczego co charakteryzowało styl Kastiela.
Tylko w kątach spoczywały dla niego przedmioty charakterystyczne. W jednym było legowisko Demona, który właśnie teraz smacznie spał, a w drugim spoczywała gitara elektryczna
i piecyk. Meble były stare i lekko zniszczone. W specyficzny sposób komponowały się z nowoczesną lampą. Promienie słoneczne padające z wielkiego okna nadawały złote blaski, które dodawały magii temu miejscu.
Kastiel zamyślony machał karteczką. Demon w tym czasie zmienił swoją pozycje co wyrwało właściciela z rozmyślań. Spojrzał na psa, a potem na liczby.
- Później. - i skierował oczy w stronę światła.
~*~
Na świecie zapanowała już ciemność. W ludzkich mieszkaniach panował mrok. Jedynym światłem były latarnie, które w nienaturalny sposób rozświetlały jezdnie.
Alina śniła.
„ Jestem na sporej skarpie. Pogoda jest jak wyjęta z horroru – burzowa. Czuję się słabo, nie mogę się podnieść. Sprawdzam swoje prawe udo. Jest przecięte. Jedna cięta linia, a wzdłuż niej płynęła utleniona krew, przerażająco szybko. Nie mam na szczęście innych obrażeń, ale to nie zmienia faktu, że jest źle. Podniosłam głowę.
To jest koszmar. Ewidentnie.
Wysoki mężczyzna o platynowych włosach, niekiedy wręcz białych, trzymał sztylet. Znałam go. Takich twarzy nigdy się nie zapomina. Usta uformował na kształt perfidnego uśmieszku. Jego stalowe oczy analizują co ze mną zrobić. Kiedy go pierwszy raz spotkałam też nie wiedziałam co chciał ode mnie i tym cudownym razem nie wiem co chce od mojej osoby ten człowiek. Co jeszcze chce mi zabrać? Święty spokój, ojca i zaufanie już straciłam z jego winy. Co jeszcze chcesz? Nie zapytałam na głos. Wpatruje się w jego podłużną bliznę na lewym oku, która jest zasłonięta tymi przepięknymi włosami. Pewnie kobiety za nim szalały, ale zapewne kończyły tragicznie, tak jak ja zaraz skończę. Istny demon.
Zrobiło mi się słabo i zimno. Za dużo krwi straciłam i nic w tym dziwnego, miałam przecież uszkodzoną jedną z najważniejszych tętnic.
Zbliżał się. Opanowanie i harmonie panującą na jego twarzy zakłócały lekko rozchylone usta. Oblizał się. Już był obok mnie. Próbowałam się cofać. Na niewiele się to zdało. Dopadł mnie
i chwycił mocno za lewy nadgarstek. Z całej siły przyciągnął mnie do siebie. Pewnie mam teraz więcej skaleczeń. Zastanawiałam się przez chwilkę czemu jestem ubrana w zwiewną, bawełnianą sukienkę w kolorze ékri. Przecież nie nosze takich rzeczy. Poczułam silny nacisk na żuchwę. Tak ustawił moja twarz aby widziała jego oblicze. Mój wzrok automatycznie skierował się na jego oczy. Czemu on jest tak cholernie zmysłowy, już za to powinien siedzieć. Zbliżył się na ekstremalnie niebezpieczną odległość i musnął swoimi miękkimi wargami moją szyję. Dostałam momentalnego paraliżu.
- No to Alinko powiedz wszystkim dobranoc. - powiedział słodkim, przyjemnym dla ucha głosem.
Przełknęłam ślinę, pewnie po raz ostatni. Nie patrzyłam na to co robi. Teraz żałowałam wszystkich moich błędów. Zrobiłam tyle złego i nie będę mieć możliwości nawet tego naprawić.
Byłam już perfekcyjnie ustawiona do tego ciosu. Przejechał palcem po mojej aorcie. Coś błysnęło. Zamknęłam oczy. O to teraz po raz ostatni miałam wziąć w swoje płuca normalny oddech. Moje serce galopowało jak dzikie. Już koniec mi bliski.
I nagle usłyszałam ryk, a potem charakterystyczny dźwięk gdy metalowe ostrze styka się ze skałą. Otworzyłam oczy i starałam się rozeznać się w tej chorej sytuacji. Moje oczy niebezpiecznie się poszerzyły gdy zobaczyły lwa, który walczy z nim. Lew? Boże, kto by pomyślał.
Walka trwała. Jest ostra i wyrównana. Próbowałam się podnieść aby dokładnie przypatrzeć się tej akcji. Nic z tego, moje rozcięte udo dało o sobie znać. Czuje się wyczerpana. Pozwoliłam swemu ciału aby się osunęło. Zamknęłam ponownie oczy. Wsłuchiwałam się. Ryki, jakieś odgłosy łamanych kości. Traciłam rezon w tym co się działo wokół mnie.
Nagły krzyk, a potem zapanowała absolutna cisza. Kto wygrał? Co się stanie teraz? Próbowałam podnieść powieki. Bezskutecznie. Podciągnęłam nogi do pozycji embrionalnej. Może wyglądam chodź trochę niewinnie. Poczułam ciepłe powietrze na mojej zlodowaciałej skórze. Przeraziłam się. Jednak nie udało mi się.
- Alina. – wyszeptano mi do ucha.
Analizowałam ten głos. Nie, nie on nie należał do niego. Nie wzbudzał we mnie strachu i nie miałam co do niego obaw. Chociaż… To może być perfidna sztuczką. Skuliłam się na tyle ile mogłam. Ktoś westchnął. Ból w udzie stawał się nie do zniesienia, więc położyłam tam dłoń i przycisnęłam w stronę kości. Tonęłam we własnej krwi.
Moja ręka w sposób bezczelny została zrzucona z bolesnego miejsca. Zdziwiłam się początkowo. Może chce mi do końca rozszarpać? Zamiast targanego mięsa, usłyszałam przemiłe mlaśnięcie, a wzdłuż rany przejechało coś miękkiego i wilgotnego. Poczułam się jakoś dziwacznie lepiej. Sprawdziłam ponownie udo. Co jest? Nic tam nie ma? Jakim cudem? Podniosłam się i zerknęłam swoją nogę. Żadnych śladów. O co tu chodzi? Uniosłam głowę. Na moje cholerne szczęście nie był to człowiek z platynowymi włosami tylko lew. Właśnie, lew. Czerwona grzywa i... O Boże, te oczy. Gdzieś je widziałam, ale kiedy? Na pewno niezbyt dawno. Przyciągały jak magnesy o kolorze miedzianym. W ogóle jak to jest możliwe. Czy on się uśmiecha. Chyba na mojej twarzy pojawił się grymas. Zwierze niczym zniechęcone przybliżyło się do mnie na niebezpieczna odległość, ale nie odczuwałam strachu, jakoś nie mogłam. Jego paszcza prawie stykała się z moją twarzą.
Nagle lewą łapą mnie objął i zbliżył ludzkie ciało do zwierzęcej. To futro i to ciepło, to by do końca życia wystarczyło. Odniosłam dziwne wrażenie, że znam tego wielkiego kota i dlatego nie zawahałam mu się zaufać. Wtuliłam się w jego klatkę piersiową. Jego długa, puszysta grzywa muskała mi moje policzki. Mogłam trwać w tym uścisku wiecznie. Trwało to z kilka minut, dopóki nie usłyszałam huku...”
Alina gwałtownie podniosła głowę. Rozejrzała się wokół. Wszystko chyba ok. Były nabazgrane na ścianach rysunki Simby, Skazy i Nali w wersji hard. Nad jej łóżkiem drewniane, pomalowane na czarno, logo Batmana. Obok niej szaleńczym głosem bzyczał telefon. Spojrzała na wyświetlacz jednym okiem, ponieważ sztuczne światło niemiłosiernie raziło. Dostała smsa o dwudziestej trzeciej. „Kto jest taki inteligentny?” - zirytowała się dziewczyna. Zakładała, że to był James lub Caroline. Tylko ta dwójka mogła się tak bezczelnie zachować.”Nieznany numer. Hm...” - Otworzyła wiadomość, a treść była takowa:
Za 25 min w parku pod Latarnią. Kastiel
Alina przewertowała kilkakrotnie tekst. Podrapała się po głowie. Skupiła się na imieniu nadawcy. „Kastiel, Kastiel, Kastiel. Hmm.” - i wtedy pacnęła się w czoło. „Boże, czemu o takiej porze cholera?” - i wyskoczyła z łóżka. Zatrzymała się. Przecież w domu wszyscy śpią. Zezłościła się na chłopaka, który sprawił jej tą pobudkę.
Bajzel w pokoju był niesamowity. Wszędzie były rozrzucone ubrania, papiery i książki. Ubrała pierwsze znalezione rurki i jakiś przydługawy top. Otworzyła okno i wyłożyła rękę aby sprawdzić temperaturę na dworze. Lodowaty podmuch wiatru musnął jej skórę. Cofnęła ją momentalnie. „Nie ma szans aby wyjść normalnie. Jacob ma za lekki sen. Skapnie się od razu. Cholera!” – Alina rozmyślała jak wydostać się z domu. Spojrzała ponownie na okno. Za nim była gałąź, która należała do starego orzechowca. „Doskonale” – uśmiechnęła się do siebie. „Wezmę bluzę, telefon i jestem gotowa.” Zaczęła poszukiwać ubrań, które dała wczoraj do prania. Na czarnym fotelu ujrzała ich stos. Przewertowała tkaniny, ale jak się okazało żadna nie należała do niej. „Pewnie Izabella znów się pomyliła” – uśmiechnęła się kwaśno. „Jak można pomylić mnie z Matthiasem!” Zabrała czarne wdzianko brata z kapturem marki Puma i włożyła na swoje stopy grube skarpetki, a na nie szare conversy. Rozejrzała się jeszcze wokół. „No to idę.”
Stanęła na ramie. Powoli przesuwała prawą nogę wzdłuż solidnej i grubej gałęzi. Postawiła ją spokojnie i z wyczuciem względem rośliny. Dłonie oparła o ramę okna i drugie odnóże umiejscowiła na chybocącym się drewnie. Po chwili uzyskała ciut stabilności i ześlizgnęła się z pnia, ocierając nieznacznie skórę na brzuchu. „Uff” – Alina rozpoczęła dalsze planowanie tej szalonej wyprawy.
Podwórko było dość spore. Trawa była idealnie przycięta za sprawą Jacoba, który miał bzika na tym punkcie. Mogli mieć spokojnie psa albo fretkę, ale niestety Izabella miała uczulenie na futro zwierząt. Nawet biednego dachowca nie mogła dziewczyna przygarnąć. Oprócz orzechowca były na placu dwie jabłonki.
Zmrużyła oczy, by przeanalizować sytuację. Najkrótsza droga do parku prowadziła przez las, który znajdował za domem. „To zbyt duże ryzyko.” – martwiła się – „Najlepiej przejść chodnikami do bramy głównej.” Po cichutku czmychnęła z podwórka i udała się szybkim krokiem do wyznaczonego przez Kastiela miejsca.
„Pod Latarnią. Hmm” – mruknęła w myślach. Wiedziała o jakie miejsca chodzi czerwonowłosemu. Uznawane było za uroczę, gdyż znajdowała się tam jedyna oryginalna uliczna latarnia z XIX wieku. Przeżyła wiele, ale nie pozostawiono jej samej sobie. Konserwowana przez specjalistów. Mieszkańcy chcieli ją utrzymać za wszelką cenę, a władzę pomagały po przez dofinansowanie. Gdy słońce mozolnie zachodziło pojawiał się w tedy pan Ferdynand i zapalał słynną Latarnie. Okolica wokół zabytku była osobliwa. Z łatwością można było tu uzyskać nastrój romantyczny. Pod tym historycznym oświetleniem postawiono ławeczkę z mahoniu.
Alina była lekko przerażona wyborem miejsca spotkania. Pamiętała, gdy przechadzała się tam z ojcem, który targał za sobą Matthiasa, a ona uciekała przed dwójką do swojej Narnii. Po śmierci rodziciela przychodziła tu czasem pomedytować z Jacobem, aby zapomnieć.
Znalazła się przed zardzewiałą bramą. Ponoć są plany jej wymiany, bo stop ulegał szybko korozji, a technologicznie były już lepsze materiały. Dziewczyna prześlizgnęła się przez szparę pomiędzy metalem.
Wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. „Mam teoretycznie pięć minut, ale ciekawe jak ja się odnajdę się w tym mroku.” – westchnęła i skrzywiła się. Od zachodu powiał zimny wiatr. Dziewczyna zatrzęsła się pod wpływem nieprzyjemnego bodźca i wsadziła ręce w kieszenie przydużej bluzy i podążyła tam gdzie powinna.
Złość w niej wzrastała, bo jak normalny człowiek powinna teraz być w łóżku i śnić ewentualnie o Kastielu, a nie ganiać za nim po nocy. Jeszcze ten lodowate podmuchy niszczyły resztki dobrego humoru. Nawet myśl o tym chłopaku nie wybudzała w niej żadnego entuzjazmu. Z grymasem na twarzy podążała dalej.
Była już dość blisko Latarni, ponieważ widziała trochę mgliście osobliwe światło. Nagle usłyszał specyficzny dźwięk. Coś biegło. „O jasna cholera” – przeraziła się Alina. To Coś kierowało się w jej stronę. W jej mózgu uruchomił się system odpowiedzialny za atak lub ucieczkę. Nie mogła się zdecydować w tej chwili, a znaczące sekundy mijają. To przecież może zadecydować o jej losie. Została na miejscu i momentalnie przyjęła pozycję obroną. Coś przyśpieszało i dyszało. Nie była w stanie rozpoznać jednak czym był napastnik. Zamknęła oczy i zacisnęła zęby. Atakujący przyśpieszył i skoczył wprost na Alinę. Oboje runęli na mokrą trawę. Dziewczyna była już pewna swego zgon do czasu, gdy poczuła na swojej twarzy język, a do jej uszu doszło szczęknięcie. Otworzyła tak szeroko oczy jakby miały zaraz wypaść z oczodołów. Mrugnęła z dwa razy. Nadal nie wierzyła, że ktoś o tej godzinie wyprowadza psa. Nie mogła rozpoznać rasy, ale pies był dość duży i miał pełno energii. Przecież ten gatunek nie powala ludzi od tak. Zwierze sprawiało wrażenie szczęśliwego widokiem Aliny, bo mimo jej zaskoczenia skakał jak oszalały wokół niej. Poprawiła swoje czekoladowe włosy i z pozycji siedzącej powróciła do stojącej. Pogłaskała psa.
- Zastanawiam się co ty tu robisz i to sam. Przynajmniej umiesz się obronić. – mruknęła przyjaźnie do zwierzaka, masując mu futro na szyi.
- Demon, gdzie się podziewasz! – usłyszała lekko zachrypnięty głos. To był Kastiel.
Chłopak podążał ku niej i jak zapewne to określiłby „niewdzięcznemu” psu. Alina stała spokojnie mrużąc przy tym oczy. Udzieliło się to Demonowi, który przysiadł na zadzie oczekując pana. Wyczekiwany już miał wydać głos dezaprobaty dla zwierzaka , gdy ujrzał dziewczynę. Pośród panującego mroku próbował odszukać jej oczy, po czym odwrócił głowę i podrapał się po potylicy. Bez żadnego słowa ujął jej dłoń i pociągnął za sobą w stronę Latarni. Demon najprawdopodobniej był lekko zamroczony, bo dopiero po dobrej minucie podążył za właścicielem. Dotarli na miejsce i Kastiel momentalnie się zatrzymał, a oszołomiona Alina nie wyczuła tempa czerwonowłosego i wpadła wprost na jego plecy. Chłopak ostro się obrócił w jej stronę. Demon ulokował się pod ławką. Teraz dziewczyna przyglądnęła się psu.
- Owczarek francuski? – zapytała niepewnie.
Chłopak kiwnął głową, ale z pełną aprobatą. Drażniło go, gdy ludzie patrząc na jego pupila uważali go za mieszankę rottweilera z dobermanem.
- To raczej nieufne psy do obcych. – zastanowiła się.
- Najwyraźniej cie polubił od pierwszego wejrzenia. – odezwał się w końcu.
Na te słowo dziewczynie zrobiło się ciepło na całym ciele, mimo okropnego chłodu.
Kastiel skierował się w stronę ławki i usiadł. Uśmiechał się do niej. Dziewczyna stwierdziła, że ten wyraz twarzy nie pasuje do jego codziennego stylu bycia. Zmartwiła się. Nie chciała w żaden sposób, i to jeszcze na początku znajomości, wtrącać się w jego osobowość. Przysiadła się i wpatrywała się z fascynacją z kostkę brukową. Poczuła Kastielowską dłoń na włosach. Gładził je powoli i z wyczuciem.
- Nie rozumiem tego do końca jak to się dzieje. – odparł po wyczekującej chwili Kastiel – może to prostackie określenie, ale jest coś w tobie niezwykłego.
Dziewczyna spięła się do granic możliwości. Już to kiedyś słyszała tylko z innych ust. Dokładnie dziesięć lat temu od przystojnego mężczyzny.
- Coś się stało? – spytał stroskany czerwonowłosy.
- Nie, nic. – machnęła ręką, spokojna już Alina.
Demon stracił chyba energię, bo smacznie spał pod ławką. Dziewczyna przyglądała się psu. Kastiel westchnął i oparł się o ławkę.
- Od kiedy grasz na gitarze? – zagaiła go naglę.
- Od dziesiątego roku życia. – odparł zdziwiony.
Alina spojrzał na jego miedziane oczy. Policzki chłopaka zarumieniły się jednak nie spuścił wzroku z niej. U niej również można było dostrzec różowe rumieńce na porcelanowej twarzy.
- Chcesz zostać profesjonalnym gitarzystą? – drążyła dalej temat, nie zmieniając pozycji.
- Tak do końca nie wiem. – odrzekł – Ale z Lysadrem mamy zamiar spróbować.
Dziewczyna uniosła brew.
- Taki białowłosy kolega. – wyszczerzył się miło.
- Białowłosy? – powtórzyła głucho – Nie rzucił mi się w oczy.
Kastiel zamrugał. „Nie możliwe, jak mogła go nie zauważyć?” – chłopak wiedział jak jego przyjaciel działa na płeć przeciwną. Żadna dotąd go nie zignorowała i to tak bezczelnie. „ Biedny Lysio.” – uśmiechnął się do siebie szyderczo. Dziewczyna zaintrygowała się wyrazem twarzy chłopak. Ten zgaszony jej spojrzeniem odwrócił wzrok.
Alina przysunęła się do niego i chwyciła kosmyk jego krwistych włosów.
- Naturalne? – zapytała z pełną ciekawością.
Kastiel zamyślony odwrócił szybkim ruchem się w jej stronę, nie wiedząc o tym jak blisko jest dziewczyna i musnął swoimi ustami jej wargi. Ta zaskoczona podskoczyła, ale nie odsunęła się. Oboje oblali się szkarłatnym rumieńcem.
Chłopak uśmiechnął się i pociągnął przerwany temat.
Kolor jego włosów okazał się niestety farbowany. Alina dowiedziała się też, że rodzice Kastiela prawie nigdy nie ma w domu, bo ojciec jest pilotem, a matka stewardessą. Dziewczyna opowiedziała mu o braciach i Izabelli. Mówili do siebie spokojnie rumieniąc się co chwilę. Demon co jakiś czas przeciągał się dając tym znak, że żyje. Rozmowa trwałaby w najlepsze, gdyby Alina nie zerknęła na godzinę.
- Druga w nocy? – krzyknęła prawie.
Kastiel podskoczył zaskoczony zmianą tonu. „O cholera przesadziłem.’ – pomyślał z niemałym zakłopotaniem.
- Odprowadzę cie do domu. – odpowiedział lekko, za to Alina zaserwowała mu jeden z najpiękniejszych uśmiechów.
Poczuł jak policzki mu się czerwienią. Szturchnął Demona, a Alina rozgrzewała w tym czasie swoje ramiona.
- Zimno ci? – zmartwił się.
- Troszkę. – machnęła ręką jakby nie miało to znaczenia.
Kastiel zabrał Demona na smycz i objął Alinę swoim silnym ramieniem. Wyszli z parku i podążali w stronę domostwa dziewczyny. Ta wtuliła się momentalnie tors chłopaka. Przepięknie pachniał, zapach był słodki w pewien sposób, ale i też bardzo męski. Kastiel był radosny z takiej sytuacji.
Gdy znaleźli się pod jej domem, Alina wyrwała się z jego objęć, ale nie puściła jego kurtki. Przyglądała mu się uważnie. Rozważała wszystkie za i przeciw. Kastiel był wyższy od niej o dziesięć centymetrów, więc stanęła na palcach i musnęła jego wargi ciepłym i słodkim pocałunkiem. Zaskoczony rozłożył ręce w stylu „to nie moja wina”, ale po chwili przyciągnął nimi dziewczynę bliżej siebie. Oderwała się od jego ust i spojrzał mu w oczy. „Tak. Jemu mogę zaufać!” – pomyślała radośnie. Kastiel Popchnął ją delikatnie w stronę domu. Gdy znikła z jego oczu pogłaskał spokojnego Demona i ruszył w swoje strony.
~*~
Alina od namiaru wydarzeń tej nocy miała problem we wspięciem się na orzechowca. Próbowała dwa razy nieskutecznie. Rozłoszczona takim obrotem sprawy usiadła na trawie. Spróbowała po raz kolejny. Tym razem doczłapała się z całych sił do gałęzi, która prowadziła do jej pokoju. Omal, by nie wpadła z całym impetem. Na szczęście w ostatniej chwili złapała równowagę. Zamknęła okno i przebrała się w piżamie.
Legła na łóżko, zanurzając się w ulubionej kołdrze. Była święcie przekonana, że teraz będzie jej się śnił Kastiel.