Uwaga!

02 kwietnia, 2015

2. Nowi ludzie wokół mnie - czyli przedostatnie spotkanie z "Jestem z nieba mój drogi"

Prezentuję wam już drugi rozdział i jednocześnie przedostatni "Jestem z nieba mój drogi".

***
Usłyszałam dzwonek „ostrzegawczy”, który miał uświadamiać uczniom, żeby z łaski swojej zaczęli się zbierać. Ogarnęłam swoją osobę i skierowałam się do sali matematycznej.
Korytarze w większości były w tej szkole nienaturalnie szerokie, ale znalazłam o dziwo jeden ciasny, najprawdopodobniej, rzadko odwiedzany hol. Płynną z niego specyficzny lecz bardzo sympatyczny zapach. Już lubię to miejsce.
Szybkim krokiem zmierzałam już na jeden z tych przedmiotów, którego uczniowie nie mogą ścierpieć. Z reguły wynika z braku zrozumienia albo dobrego tłumaczenia. Ja sobie za cel obrałam zdać maturę na poziomie rozszerzonym z matematyki. Tak ogólnie to jestem zdolną, w miarę uczennicą. Lubię bardzo przedmioty ścisłe. Moim wymarzonym zawodem jest lekarz. Dobrze się czuję z biologią i chemią. Oprócz tego przepadam za aerodynamiką, co pasuje idealnie do ewentualnego pilota.
Weszłam do klasy jako jedna z pierwszych a zostało tylko mniej niż dwie minuty do oficjalnego rozpoczęcia lekcji. Postanowiłam to wykorzystać i usadowiłam się w trzeciej ławce pod oknem. Obok mnie usadowiła się ciemna blondynka, trochę jak mój kolor włosów. Nieśmiała za pewne, bo nie próbowała nawiązać kontaktu słownego. Uwielbiam takie miejsca, bo wszystko słychać z przodu i z tyłu i jest opcja ukrycia się przed wzrokiem nauczyciela i co najlepsze widać niebo.
Klasa zaczęła się, według wszelkich prawidłowości, zapełniać. Dwie dziewczyny zerknęły na mnie. Obie twarze miały wyraz złości. Widocznie to była ich ławka. No cóż. Kto pierwszy ten lepszy. Za mną usadowili się dwaj chłopcy - szatyn z niebieskimi oczami w bluzie z Nike'i i trochę chuderlawy przefarbowany na niebiesko piwnooki.

 - Widzę, że wiesz co dobre. - rzucił dres spoglądają na mój markowy plecak.

Nie ma dla mnie znaczenia jak się kto nosi. Ja osobiście cenie wygodę, więc wole plecak od torby, a że jakimś cudem Krówka woli na markowych spać niż je zjadać to korzystam już trzeci rok.
Dzwonek. Do klasy wparowała, według mnie, urocza blondynka z dwoma koleżankami - 
z Azjatką i brunetką . Wyglądały na styl szkolnych modnisi. Nie przeszkadzało mi to.
Belfer zaczął temat jak się rozwiązuje równania kwadratowe. O nie. Przecież ja jestem dawno za tym. To będzie przerażająca nuda. Zastanawiał się przez chwile czemu trafiłam do tej klasy dla przeciętnych. Miałam oceny szczerze mówiąc perfekcyjne piątki i szóstki, oprócz jednego przedmiotu. Tak, moja cudowna pięta Achillesowa brzmi język angielski. O tym jak nie znoszę 
tego można by napisać książkę. Ja ogólnie lubię języki takie jak niemiecki czy włoski, ale to co pochodzi z Wielkiej Brytanii mnie przeraża. To była moja jedyna dwója na koniec. W poprzedniej szkole miałam osobno te lekcje ze względu na brak umiejętności i zdolności w tej sferze. Niestety to liceum nie oferowało takiej opcji, co powodowało, że teraz wysłuchuje o równaniach kwadratowych, a nie o układach krzywych w innych układach niż prostokątny.
Minęło spokojnie z dziesięć minut. Nauczyciel nie zauważał mnie. Nie przeszkadzałam zbytnio, więc powodu do zwrócenia uwagi było brak.
Nagle do klasy w kroczyło dwóch chłopców. Przyjrzałam się im. Tak, to byli ci z ławki.

- O nasi spóźnialscy. Ciekawe co was panowie zatrzymało w dotarciu na matematykę? - tak to powitał nauczyciel nowo przybyłych.

Ci nie odpowiedzieli. Zajęli ostatnią ławkę w środkowym rzędzie. Teraz miałam idealną możliwość obserwowania i analizowania skąd znam blondyna. Nie było jakoś super zbudowany,
ale niczego sobie. Twarz w kształcie V, cera trochę jak na chłopaka zbyt delikatna i te wspaniałe zielone oczy, jak u kota. Pociągały niebezpieczny sposób i wywoływały zakazane myśli. Próbowałam jakoś się opanować odwracając głowę, ale efektu to nie dało. Usadowiłam się tak aby nauczyciel nie miał pretensji i tak aby doskonały widok na mój obiekt badań. Zachowywał się naturalnie. Co jakiś czas jego wzrok skakał po oknach, ścianach i podłodze. Lekcja na pewno go nie zainteresowała.
Zegar wybił ósmą trzydzieści. Chłopak odwrócił głowę w moją stronę i bezpośrednio, nawet może w bezczelny sposób. Dziwne. Podobało mi się. Teraz walczyliśmy na spojrzenia. Skupienie w stu procentach, albo jeszcze więcej. Nikt się nie chciał podać. Kocie oczy kontra zielono-piwne. Kto to wygra. Uważał, analizował, badał. Tak samo jak ja. Zmarszczył czoło i podniósł brew. Czyżby też miał wrażenie, że się widzieliśmy już kiedyś? Ja w geście złagodzenia wzajemnej, irytującej niewiedzy tak napięłam mięśnie twarzy aby wyglądałam na zachęcającą i słodką. Fuu … Ja przecież takich rzeczy nie robię. Zezłościłam się na siebie i spuściłam wzrok, ale natychmiastowo go podniosłam. Uśmiechnął się do mnie i wtedy jego towarzysz pogłaskał jego rękę. Wpadałam w zadumę, którą przerwał dzwonek informujący o przerwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz