Uwaga!

12 kwietnia, 2015

6. Numer - czyli kontynuacja "Dwie Szkoły"

Znowu szkoła. Wszyscy byli weseli. Tylko Alina wyglądała inaczej. Jej przydługawa grzywka zasłaniała teraz pół twarzy. Na jej szczęście nikt nie próbował się z nią komunikować.
            Po rozmowie z Jacobem, czuła ogromny strach, który zżerał jej komórki. Rozmyślała nad tym co jej powiedział całą noc. Dla niego to było proste. W sumie nie dziwiła się. Brat musiał się dostosować do świata. Załatwiać to i tam. Ona i Matthias mieli wybór. Starać nawiązywać kontakty z innymi ludźmi albo pogrążyć się w otchłani swojej samotności. Niebieskooki wybrał pierwszą opcję, ale wszyscy mieli świadomość, że miał łatwiej.
            Alina z rozgoryczeniem wpatrywała się w chodnik. Podążała ku szkole. Strach się pogłębił. Otoczył jej umysł całkowicie. Myśl, że Kastiel mógłby dostać się do zawiłości jej umysłu, przerażała ją dogłębnie. Czuła paraliżujące spazmy, które powodowały szaleńczą pracę serca, brak oddechu i rozpruwający ból głowy. Mrużyła rozpaczliwie oczy.
            Była przed bramą szkoły. „Angielski, o zgrozo!” - jako pierwszy miała dziś najgorszy przedmiot jaki, według niej, mógł istnieć. Z Caroline skierowała się do odpowiedniej sali. Mimo, że ognistowłosa była o rok młodsza, to obie dziewczyny chodziły do tej samej grupy, ze względu na „wybitne” osiągnięcia Aliny w tym języku.
            Kiedy dziewczyna znalazła się na swoim miejscu, z rozgoryczeniem rozglądała się po ścianach. W tej owej chwili weszła anglistka. Dość nietypowa, bo lat około dwadzieścia siedem, a wyglądała na przynajmniej pięćdziesiąt. Miała na sobie jakąś starą, poplamiona marynarkę koloru najprawdopodobniej szarego i ohydne, wyprasowane w kant żółte spodnie.
            Zielono-piwnooka nie zwracała uwagi na strój innych, bo jeśli by tak było to uwielbiała Izabelle, która doskonale porusza się w temacie mody i odpowiedniego doboru strojów. Jednak w tym przypadku taki widok wprawiał ją w obrzydzenie.
            Czterdzieści pięć minut prania mózgu. Alina z niecierpliwością czekała na dzwonek. Tym razem zamiast szczęśliwa z sali mordu, wlokła się smętnie za Caroline. Ognistowłosa skakała wokół niej opowiadając o jakimś bardzo ważnym wydarzeniu. Dziewczyna o czekoladowych włosach myślami była gdzieś indziej.
            Następną lekcją drugoklasistki miał być język polski. Alinie zrobiło się przeraźliwie ciepło i duszno. Korytarze się kurczyły w jej pięknych oczach. Spuściła po raz kolejny głowę tego dnia.
            „Cholerny numer, cholerny Kastiel i moi cholerni bracia. Jacob nie umie nic doradzić, a Matthias jest zbyt głupi, aby zrozumieć zmiany, które są konieczne, a szanse na powstrzymanie ich są równe zeru.” - arsenał takich i podobnych przemyśleń na chwilę obecną miała ta urocza dziewczyna. Dla niepoznaki wpatrywała się wściekle w jakąś tablicę czekając na Lucy.
            Na korytarzu poczęli szaleć pierwszoklasiści, biegając tu i tam. Do tej dzikiej zabawy przyłączyła się Caroline co oznaczało tylko same kłopoty. Grupa tych młodziaków wywracała po kolei skupionych uczniów co wprowadzało poszkodowanych w frustracje. O mało „dzieciaki” nie rozbiły ważnej gabloty, w której znajdowała się flaga kraju z przeszłych wieków.
            Zadzwonił dzwonek. Alina zastanawiała się nad swoim planem. Miała dużo wątpliwości. Jej zamiarem było podanie dyskretnie karteczki z jej numerem komórki. Banalne. „Czyżby?” - pytała siebie z pewnym rozgoryczeniem. Obawiała się, że Kastiel może zrozumieć przekazu albo co gorsze, ktoś zauważy i powie Matthiasowi. Wtedy była by już spalona na miejscu.
            Zajęła swoje miejsce. Potem dołączyła się do niej Lucy, grzebiąca coś w notatkach. Alina nerwowo spoglądała na ławkę za sobą. Nataniel już przybył. Był w podobnie skupiony na czymś związane z lekcją, że zapewne w dużej mierze nie kontaktował ze światem zewnętrznym. Kastiela nie było. Dygotały jej ręce. Zerkała w chorobliwy sposób na siebie. W końcu przybył. Odetchnęła głęboko. Minęło pięć minut a próchna – nauczycielki od polskiego.
            Odwróciła się. Już miała coś mówić, nawet już w głowie złożyła jakąś logiczną wypowiedź, gdy wtedy z impetem wparowała belferka. Jej krok o dziwo był lekki. „Czyżby zasługa jakiegoś nowego nauczyciela?” - takie myśli uformowały się w umysłach uczniów.
            Przez oblicze Aliny przeszła złość i frustracja. Ze zgarbionej sylwetki nagle się wyprostowała. Musiała opracować nowy plan. Nie mogła się na nic zdecydować. Wszystkie metody wydawały się jej nie właściwe. Stwierdziła, że mu po prostu poda. Tylko teraz trzeba wyczuć odpowiedni moment, gdy klasa nie jest zbytnio skupiona i nauczycielka nie patrzy. Przez dobre dwadzieścia minut nie było okazji.
            Kiedy belferka odwróciła się aby napisać swoje hieroglify na tablicy, Alina lewą ręką, która była po wewnętrznej stronie uniosła się ze skrawkiem papieru i musnęła dłoń Kastiela. Ten drgnął pod wpływem bodźca. Pochwycił karteczkę, a dziewczyna cofnęła swoją kończynę. Lucy i Nataniel byli nadal skupieni na  tym jak nauczycielka mazała kredą.
            Ognistowłosy zerknął na wiadomość. Był to ciąg dziewięciu cyfr. Uśmiechnął się w samozadowoleniu. Planował pozyskać numer komórki dziewczyny tylko nie miał pojęcia jak to zrobić w sekrecie, a ta w pewien sposób go wyręczyła. Alina spojrzała na chłopaka i wyraz jego twarzy spowodował pojawienie się ślicznych rumieńców. Potem ta dwójka udawała zainteresowanie lekcją, tak naprawdę myśląc o sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz