Uwaga!

11 kwietnia, 2015

5. Nie rozumiem - czyli kontynuacja "Dwie szkoły"

Kastiel był zły. Miał świetną okazję, aby poznać tą dziewczynę, jednak ktoś im bezczelnie przerwał. „Zapewne jej brat”. Zrezygnowany oparł swoją głowę o zimną ścianę.

~*~

            Naburmuszona Alina wracała do domu. Czuła się upokorzona. Nie dość, że miała problem z wypowiadaniem się przy gitarzyście. Jej twarz raz bladła jak ściana, to raz odzwierciedlała kolor buraka.
            Cała ekipa podeszła pod dom bliźniaków. Zastanawiali się co mają dziś zrobić.

- Chodźmy do mnie! - odezwał się słodkim głosem James.

            Dość szybko uzyskał aprobatę, bo Paul i Richard skakali po sobie jak szaleńcy. Carolina zaklaskała w dłonie, szczerząc się niemiłosiernie. Lucy obdarzyła to grono uroczym uśmiechem. Tylko Alina na tą wiadomość burknęła. Matthias spojrzał na siostrę i spytał:

- Idziesz z nami? - był pewien, że odpowie „tak”.
- Myślę, że dziś nie jest to za dobry pomysł.- odrzekła teatralnie, zmarszczyła brwi i dodała - Muszę nadrobić braki w lekturze.

            Odwróciła się na pięcie z całym impetem i skierowała się do drzwi prowadzących do domu.
            Matthias odprowadził ją smutnym wzrokiem. Nie rozumiał siostry mimo wszelkich starań. Po raz kolejny poczuł gorycz, którą po całym jego ciele rozlała Alina swoim dystansem. Chciał być blisko siostry, ale nie wiedział jak ma do niej dotrzeć. Starał się, ale nic to nie dawało. Dziewczyna była niezmienna. Zimna jak lód. Jakby go nienawidziła.
            Ruszył się z miejsca i całością powędrowali do domu Jamesa. Grali w przeróżne gry zespołowe na najnowszym modelu konsoli. Nie obyło się bez szkód. Rozwrzeszczana trójca – Richard, Paul i Carolina, spowodowała rozlanie soku na dywanie, delikatne znęcanie się nad świnką morską Jamesa i zerwaniu jednego kabla. Matthias uśmiechał się ciągle chodź w środku czuł rozpacz.

~*~

            Otworzyła drzwi. Przeszła przez próg. Rozglądnęła się wokół. „Nie ma Izabelli” - odetchnęła z nieukrywaną ulgą. Zdjęła adidasy rozrzucając je pomiędzy idealnymi rządkami ułożonych butów. Nie martwiła się tym specjalnie. Taszczyła za sobą plecak i leniwie skierowała się do schodów, by zapewne wejść do swojego pokoju i legnąć na łóżku z pościelą ze znakiem Batmana. Zachwyci się może jej rysunkami na ścianie.
            Jednak z jej „perfekcyjnego” planu nic chyba nie wyjdzie. Spojrzała na drzwi od kuchni. Były uchylone. Słyszała jak jej ukochany starszy brat coś nuci pod nosem. Melodia w pewien sposób przypominała tą Kastielowską. Ściągnęła brwi z irytacji. Strasznie jej to oszpecało twarz. Traciła wtedy swój urok. Porzuciła plecak. Rzuciła go na obszerną kanapę. Weszła do pomieszczenia i ujrzała brata, który miał zapewne zamiar przygotować obiadokolacje. Subtelny sposób stukała palcami o niebieski blat, ale ten nie zareagował.

- Matthiasa nie będzie. - oznajmiła obojętnie.
- Hmm. Izabelli też. I po co ja to robię? - lekko zażenowany odpowiedział Jacob.
- A co w ogóle przygotowujesz? - zapytała z nieukrywaną chęcią.
- Spaghetti.
- Mniam. - oblizała swe usta Alina.
            Postali trochę czasu w ciszy. Dziewczyna to uwielbiała. Starszy brat nigdy nie narzucał się jej ani nie rozkazywał. Zawsze w subtelny sposób rzucał sugestiami, które z łatwością odbierał  mózg Aliny i z reguły wykonywał podsunięte zadanie. Kiedy potrzebowała pomocy zawsze pierwsze biegła do starszego brata.
            Jacob zauważył dziwne przygnębienie na twarzy siostry.

- Co się stało dziś w szkole? - zapytał neutralnie.
- Nic. - odrzekła wyuczonym tonem.
           
            „Jak zawsze” - dodał w myślach Jacob. Spojrzał na danie i stwierdził, że można rozpocząć posiłek.
            Alina przeżuwała wolno, co nie było w jej stylu. Brat  był tym zmartwiony.

- Czemu tak wolno jesz? - zapytał delikatnie.

            Nastała chwila milczenia. Jacob przez tą krótką chwilę zauważył jakie emocje przebiegają przez twarz Aliny. Podniosła opuszczone dotąd oczy.

- Czemu Matthias ocenia „książki po okładce”? - zapytała się głucho.
            Dziewczyna wpatrywała się tępo w okno, które było za plecami brata. Ten zaś odłożył widelec i zaczął się zastanawiać do czego Alina pije. Miał nadzieje, że nie tyczy się to sprawy ich ojca.

- Czasem mam wrażenie, że on może wszystkich oceniać i wszystko krytykować bez głębszego zastanowienia się nad tym. - Alina delikatnie przejechała po swojej szyi i nagle szybko spuściła głowę, wpatrując się w talerz. - To niesprawiedliwe. - zacisnęła mocno widelec, który miała w ręku, a Jacob obserwował ją z pewnym dziwnym spokojem. Westchnęła głęboko, mrużąc przy tym oczy.
- Ja... ja... - zaczęła niepewnie, traciła powoli rezon w tej, jak dla niej, swojej śmiesznej opowieści. - poniosła wzrok, który momentalnie padł na oczy Jacoba. - Ja... - zaczęła ponownie, zacisnęła wściekle zęby. Jej głowa znów opadła, włosy wściekle zawirowały.
- Ja... - znowu zaczęła tym razem się zmuszając – Ja się chyba zakochałam. - wypowiedział to w końcu, tak cicho, tak słabo jakby miała stracić przytomność.

            Po jej policzku spływała pierwsza łza, która bez problemu dostała się do talerza z spaghetti.
            Jacob przyjął taktykę spokoju i milczenia. Zamknął powieki i czekał na dalszą część.
            Alina poczuła się źle. W tej chwili zdała sobie sprawę, że czerwonowłosy złamie wszystkie zamki, rozwali każdy mur, który ona stworzyła. Przecież, wtedy gdy się zderzyli pierwszy raz powinna powyzywać go od baranów i takich tam, a nie rzucać mu się na szyję. „Czemu ja to zrobiłam? Czemu? Nie rozumiem, przecież ja się tak nie zachowuje. To nie byłam ja.” - krzyczała w myślach. Z drugiej strony, mimo że spotkali się zaledwie parę razy, nie mogła zapomnieć. Przed
jej oczyma stanęła ta scena, gdy czubki ich nosów stykają się. To była magia. Temu nie była w stanie zaprzeczyć. Gryzło ją to w środku. Je zachowanie, przy Kastielu wydawało się czymś nienaturalnym. Wyśnionym. Postać chłopaka, w tym momencie przybierał w jej umyśle coś na wzór bańki mydlanej, która zaraz pęknie, a on zniknie.
            Łzy leciały obficie, bez jakikolwiek oporów. Jacob na wierzchu wydawał się spokojny, jednak w środku w nim wrzało. Musiał być taki. Wiedział, że Alina do wielu rzeczy podchodzi zbyt emocjonalnie, co sprawia, że jest nieobliczalna. Zbliżył swoje krzesło do niej i objął ją nie jak brat, raczej jak ojciec i rzekł:

            - Alina, to normalne. - mówił wolno i z niesamowitym spokojem. - Każdy kiedyś tak ma. Nikt nie jest ze skały. Przecież wiesz, że to naturalne – rozluźnił lekko uścisk aby ujrzeć jej twarz lecz ta ukryła ją w jego koszuli. - Jak ci na nim zależy to zdobądź jego numer komórki. - wyszeptał cicho nadal tuląc jego jedyną, ukochaną siostrę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz