Uwaga!

18 kwietnia, 2015

Z serii Starocie - "Gdybym ja to wiedział"

Ostatnie dzieło z tej sentymentalnej podróży po błędach i abstrakcjach mojej wyobraźni. Z założenia miało być oneshotem, potem zmieniłam zdanie i miałam ambicję rozwinąć, jednak poprzestałam na "prologu".

***
Przeczesywał swoje brązowe włosy. Siedział razem z Kastielem, którego znał od przedszkola, na murku szkoły. Obaj spoglądali na pusty dziedziniec.
                Robert rzadko opuszczał zajęcia, ale teraz katechetka odbębniała temat antykoncepcji. Nie miał ochoty słuchać chorych wywodów Kościoła i dlatego wyrwał się z ognistowłosym.
                W sumie i tak mieli o czymś porozmawiać, a była ku temu teraz idealna okazja.
            Kastiel nerwowo poprawiał czarną, skórzaną kurtkę i przeczesał swoje farbowane włosy. Robert natomiast oparł swoje plecy o ławkę, odchylił głowę i zamknął oczy. Czekał, aż jego przyjaciel się odezwie. Ten zaś zacisnął usta w cienką linie i kopnął jakiś kamyk leżący nieopodal jego glana.
            - Śmieszna historia. – zaczął czerwonowłosy.
            - Z pewnością. – dorzucił lekko ironicznie chłopak o kasztanowych włosach.
            Kastiel pochylił swoją głowę jeszcze niżej.
            - To nie miało tak być. Nie planowałem tego. – wycharczał z pewną rozpaczą buntownik.
            Robert otworzył oczy.
            - To nie twoja wina. Nawet przecież ci to na rękę. Tak pozbędziesz się Amber. – odrzekł spokojnie – Żeby tylko Armin na tym nie ucierpiał. – dodał szatyn.
            Sytuacja przedstawiała się takowo, że niedługo miał być bal zorganizowany dla trzecioklasistów, a królowa szkoły, siostra Nataniela, szykowała swe macki na szanownego gitarzystę. Tak, Kastiel miał zdolności muzyczne, był dodatkowo buntowniczy, uwielbiany przez dziewczyny i posiadał znajomości z najbardziej tajemniczym chłopakiem, Lysandrem Hookiem, należący do sławnej i bogatej rodziny tego nadmorskiego miasta. Jednak serce tego „złego” chłopca podbił nieśmiały chłopak, który uwielbia gry na PC czy też na małej, przenośnej konsoli.
Armin, bo tak miał na imię, mieszkał w pobliżu Kołobrzeskiej plaży. Przerażał go jego starszy brat, Alex. Ponad dwa lata temu oznajmił on mu i jego biednemu, samotnemu ojcu, że jest gejem. Nie dość, że przefarbował swe piękne czarne włosy na niebiesko, to jeszcze zniszczył jego poczucie bezpieczeństwa. Chłopak zamknął się całkowicie w sobie i przebywał tylko w wirtualnym świecie. Jego jedyny rodziciel, Krzysztof był przerażony zaistniałą sytuacją, nie miał pojęcia jak dotrzeć do młodszego syna. Starszy wyprowadził się do swojego chłopak opuszczając swojego młodszego brata.
            Kastiel, aby nie ulec namową i nie iść z Amber na bal musiał znaleźć sobie dziewczynę. Jednak te, którego go otaczały były puste i płaskie w swym zachowaniu. Zapytał Lysandra o jakieś jego, wysoko postawione znajome, ale ten go zbył, bo musiał po raz kolejny ratować związek brata z księżniczką norweską. Postanowił więc się skupić na dziewczynach z miasta. Nie miał zamiaru dojeżdżać do Gdańska czy tym bardziej do Szczecina. Niestety większość dziewczyn to podobnie jak złotowłosa lalka, typowe pustaki albo szare myszki, po prostu nijakie. Robert mówił mu, że cały ten cyrk to głupota, ale Kastiel nie miał zamiaru się poddać.
            - To może znajdź sobie chłopaka. – westchnął zażenowany szatyn, spoglądający na ognistowłosego.
Ten zapatrzony, otrząsnął się i spojrzał na przyjaciela z dzieciństwa.
            - Oszalałeś już do reszty? – gniewnie rzucił buntownik.
Brązowłosy zrobił kwaśną minę i spojrzał na chudego chłopaka z lśniącymi włosami. Czysta czerń, coś niespotykanego w dzisiejszych czasach. Uśmiechał się smutno do niego.
- Ten to ma ciężkie życie. – odparł Robert, nie spuszczając wzroku z Armina – Brat go zostawił, jak psa.
Kastiel spojrzał na kumpla zażenowany, a potem skierował swoje czekoladowe oczy na nieśmiałego rówieśnika. Nie wiedząc czemu, gdy go ujrzał jego źrenice lekko się rozszerzyły, co nie umknęło uwadze Roberta, ale o tym nie wspomniał.
Od tego czasu ognistowłosy zainteresował się Arminem. Chciał go poznać. Zapomniał o tym, że miał szukać dziewczyny na bal.
Brunet, gdy widział gitarzystę chciał uciec, gdzie pieprz rośnie. Obawiał się Kastiela widział w nim same zło o, którym rozpowiadali plotkarze. Styl na buntownika sprawiał, że Armin wierzył tym głosom.
- A tak w ogóle czemu chcesz go poznać? – zapytał kiedyś Robert.
Kastiel nie wiedział jak ma odpowiedzieć, wzruszył wtedy tylko ramionami.
Szatyn postanowił pomóc przyjacielowi. Pierwsze pytał znajomych bruneta o podstawowe informacje czyli: o rodzinę, lubiane rzeczy i tych, których nie znosił i o poglądy na różne sprawy.  Nie uzyskał zbyt wielu szczegółach. Wszystko co usłyszał było zbyt ogólnikowo i mogło przekonać Armina do ognistowłosego. Wszystko jednak zmieniło jedno zdarzenie.
Liceum mieściło się na ulicy Henryka Sienkiewicza. Było to trochę do portu w Kołobrzegu.
Robert wraz z Kastielem byli już na skrzyżowaniu drogi wiodącej do szkoły, a jezdnią o mianie Jedności Narodowej.
Tuż za nimi podążał Armin zapatrzony Armin w przenośną konsole przechodził przez jezdnie. Nagle z niebywałą szybkością objawiło się białe Ferrari 458. Szatyn zorientował się co się dzieje. Szturchnął czerwonowłosego, a ten pobiegł cofnął się o dwa kroki w tył i pociągnął z całą siłą bruneta do stojącego już na chodniku przyjaciela rudzielca. Armin upadł i wtedy przed oczyma trójki licealistów próbował zatrzymać się właściciel drogiego wozu. Pojazd zahamował kilka metrów dalej i otworzył drzwi. Robert był przekonany, że kierowca będzie rozłoszczony i zacznie ich wyzywać od ślepych i nieuważnych, ale nikt takiego się nie stało. Właściciel Ferrari miał rozczochrane blond włosy i zawadiacki uśmiech na twarz. Szatyn go rozpoznał. Wiktor Sołowjow to znany na całym świecie miliarder, playboy i ponoć uwielbiał nowe, drogie auta. Roberta zastanowiło co ten człowiek robi w takim kraju jak Polska, jaki ma interes aby tu być. Kierowca przeczesał swoje złote włosy i wpakował się z powrotem do auta.
            Kastiel przez cały ten czas miał swoją dłoń na głowę Armina, który z uwagą wpatrywał się w swojego wybawiciela.
Czerwonowłosy skierował wzrok na bruneta.
- Nic ci nie jest? – spytał z troską widoczną w jego czekoladowych ślepiach.
- Chy… chyba nie. – odrzekł jak zaczarowany czarnowłosy.
W trójkę udali się do szkoły.
I od tego wydarzenia znany buntownik zaczął się opiekować Arminem. Oczywiście z pomocą Roberta. Kastiel zmienił się z chłopak, który ma wszystko ma gdzieś na kogoś kto jest zdolny poświęcić się dla kogoś innego. Armin widząc zaangażowanie gitarzysty zaczął się trochę otwierać. Ciągle mówił nie wiele, ale gdy widział tą dwójkę, a szczególnie czerwonowłosego, uśmiechał się w najpiękniejszy sposób.
Gitarzysta przejechał palcem wdłuż swojej łydki.
- Lysander wie? – przerwał mu szatyn.
Przyjaciel zaprzeczył ruchem głowy.
- Tak jak zwykle. – rzucił ironicznie Robert – Nie rozumiem jak możesz się z nim kolegować. Z tym pustakiem! – prychnął.
Potrząsnął czaszką, a jego kasztanowe włosy zawirowały z jesiennym wiatrem. Religia powoli się kończyła. Nagle na barku Kastiela spoczęła dłoń jego przyjaciela. Spojrzał na niego uważnie, za to Robert powiedział:
- Ty najwyraźniej kochasz go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz