Początki trudnego dnia. :)
***
- Mathias, chodź w końcu na śniadanie. - krzyknął z kuchni mężczyzna.
Chłopak jak zwykle miał problemy z przebudzeniem. Przeciągnął się kilkakrotnie i mrużąc oczy znów legł z całym impetem w łóżko. Drzwi od pokoju uchyliły się i progu stanął starszy brat w garniturze.
- Żarty sobie stroisz? - wściekł się – Złaź! - wyrwał mu kołdrę.
Dla Mathiasa tego typu pobudka była ostatecznym sygnałem, że trzeba się przygotować do szkoły. Gdy znalazł się pod prysznicem przypomniał sobie co go dziś czeka. W sumie lekcji nie będzie, bo szanowne Liceum Outsiderów nie wyrobiło się z podziałem uczniów do klas jak
i z opracowaniem nowego planu godzin lekcyjnych. Przypomniał sobie również przemowę
dyrektora, który oznajmił uczniom, że Liceum Amoris według urzędników nie ma już prawa bytu ze względu na fakt, że ich placówka jest wstanie pomieścić spokojnie trzy szkoły ponadgimnazjalne.
Rozdrażniony chłopak tymi wspomnieniami ubrał międzyczasie w czarne jeansy i skarpetki oraz rozpoczął intensywne poszukiwania jakieś zdatnej koszulki. Przeglądaniu różnych rzeczy w pokoju wyrwało go na chwile jego odbicie w lustrze.
Mathias spokojnie mógł zostać bożyszczem wielu dziewczyn, a może nawet kobiet. Był dobrze umięśniony i dodatkowo lekko opalony. Był energiczny, ale zawsze w jego pięknej twarzy widniał specyficzny spokój i opanowanie. Przymrużył swoje krystalicznie niebieskie oczy i przeczesywał czekoladowe włosy, które przyjmowały fryzury typu na „jeża”. Nagle rzucił mu się w oczy szary podkoszulek, który jednym szybkim ruchem założył i skierował się w stronę schodów.
- Czy ty raz potrafisz być przygotowanym do wyjścia? - spytał ironicznie Jacob.
Mathias tylko ziewnął. Nie miał ochoty na dyskusje z bratem.
Przy stoliku ujrzał jego narzeczoną – Izabelle i siostrę bliźniaczkę – Alinę, która już dopijała swoje kakao. „Boże, jaka ona dziecinna i zawsze pierwsza.” - taka ponura myśl przeszła przez jego głowę. W istocie martwił się o nią. Była czasami nazbyt energiczna co często wiązało się z licznymi szkodami, ale Jacob nigdy jej tego nie wypominał. Wynikało to z tego, że po pierwsze musiał zastąpić tej niesfornej dwójce ojca jak i matkę, a po drugie nie chciał aby dziewczyna do końca zamknęła się w sobie. Prawda była okrutna. Alina nie pozwalała każdemu się zbliżyć i mimo że miała kontakty z paczką ze szkoły to Mathias miał czasem wrażenie, że ona nie chce z nim przebywać i bardziej preferuje starszego brata.
Mathias przysiadł i począł zajadać się kanapkami przygotowanymi przez Izabellę. Zapewne Jacob i siostra przygotowali swój posiłek z dużym wyprzedzeniem i go pochłonęli nie zostawiając nic dla spóźnialskiego.
- Przez tego cymbała spóźnimy się do szkoły. - powiedziała z irytacją w głosie Alina.
Mathias na siłę wepchnął do jamy ustnej ostatni kawałek kromki i popił herbatą. Po drodze zabrał rozwalający się plecak z napisem „Metallica” i wyszedł.
Na podwórku już była ekipa składająca się z: diabelnie przystojnego blondyna Jamesa, ognistowłosej z ADHD Caroliny, dwóch speców od gier typu „Diablo” - szatyna Richarda i bruneta Paula jak i również z „kujonki”, a tak dokładnie z pilnej i ogromnie zdolnej uczennicy Lucy o miodowym włosach.
Alina jak to zwykle bywa wyszła początek grupy a za nią chaotycznie ustawiona, wlekła się reszta.
- Może chodźmy na waje? - zapytał cicho James Mathiasa.
- Nie. - odpowiedział surowo niebieskooki – Trzeba poznać wroga. - i wyszczerzył złowieszczo swoje biały kły zmierzając ku szkole.
~*~
- Kastiel rusz się! - rzucił wściekle Nataniel.
- Idę, idę. - powtarzał gniewnie, przez wymuszony pośpiech blondasa.
- Kastiel serio, pospiesz się. - rzekł szybko Lysander.
Czerwonowłosy spojrzał z wyrzutem na najlepszego przyjaciela i naburmuszony skierował wzrok w niebo. Sprawką opóźnienia chłopaka był Demon, który dziś wyjątkowo niemiłosiernie chciał się z pobawić z właścicielem, wywracając go w błoto. Owczarek francuski niczym nie zrażony merdał ogonem jak szalony. I tak oto ponury nastrój zapanował nad Kastielem.
Dużym plusem było to, że nowe liceum było bardzo blisko wielu domostw uczniów. Amoris był uważany wręcz za przysłowiowe „zadupie”, do którego dojeżdża jedna linia PKM.
Rockowiec dziś wyprzedził całą grupę. Wolał być teraz sam. Włożył słuchawki i zmierzał ku budzie.
Nie pamiętał jaki czas minął, ale kiedy się odwrócił nie zauważył nikogo. „A na mnie się darli, spóźnialscy!” - zirytował się i mruknął pod nosem. Przyspieszył. Spokojnie zmierzał do bram liceum, gdy się z kimś zderzył. Ta osoba trawiła prosto w jego twardy bark i wysyczała niezbyt zrozumiale jakieś słowo. Zapewne przekleństwo. Kastiel spojrzał na poszkodowanego osobnika. Ujrzał długie, proste, czekoladowe włosy oraz mocno ściągnięte brwi. Postać lekko skrzywiona masowała miejsce, które ucierpiało przy zderzeniu. Gniewnie spojrzała na zirytowanego chłopaka z miną w stylu „jak leziesz pokrako”. Wzrok Kastiela powędrował prosto na ślepia Aliny. I wszystkie te negatywne emocje znikły, a on sam zatopił się w zielono-piwnych oczach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz